Ciężka praca popłaca... czy na pewno?

Ideałem byłoby, gdyby każdy z nas miał wymarzoną pracę, w której czułby się spełniony i doceniany. Każdego dnia rozpoczynałby ją z uśmiechem na twarzy, nie odliczając czasu do upragnionej 16.00. W gonitwie dnia codziennego, zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy, a jak jest u mnie? W pracy spędzamy  50% dnia (nie licząc weekendów), a więc jej wpływ na nasz stan zdrowia nie jest bez znaczenia. Warto zadbać o to, aby panowała tam sprzyjająca atmosfera oraz w miarę możliwości zminimalizować niekorzystne dla nas czynniki. Nikt nie ma wątpliwości, że zawody takie jak strażak, policjant, lekarz czy budowlaniec to zawody związane ze zwiększonym ryzykiem. A w jaki sposób praca w biurze może przyczynić się do utraty zdrowia? Posłuchajcie historii naszej pacjentki…

Pacjentka ok. 50-tki zgłasza się z silnymi, naprzemiennymi bólami kończyn, kręgosłupa lędźwiowego, bioder oraz nerwicą lękową. Pojawiają się objawy psychosomatyczne takie jak drętwienia twarzy, zwiększone napięcie mięśni, a także poczucie odrealnienia oraz wiele lęków. Dolegliwości trapią naszą pacjentkę od dwóch lat. Bóle stają się coraz bardziej uciążliwe, a pacjentka ma coraz większe trudności w normalnym funkcjonowaniu. Dziwnym zbiegiem okoliczności czas pojawienia się dolegliwości pokrywa się ze zmianą szefostwa w miejscu pracy. Od tego czasu nasza pacjentka czuje się przeciążona ilością obowiązków, a atmosfera pomiędzy pracownikami staje się mniej komfortowa. Towarzyszy jej ogromne poczucie niesprawiedliwości i poczucie bycia wykorzystywaną. Nasza pacjentka chciałaby być perfekcyjna, ale ciągle ma poczucie, że coś zaniedbuje. Przytłoczenie obowiązkami i stres w pracy spowodowały tak duże przeciążenie dla organizmu, że ten nie mógł sobie  z nim poradzić.  Musiał tak rozlokować powstałe napięcie, aby przetrwać. Ucierpiały najsłabsze punkty organizmu naszej pacjentki. Oczywiście każdy człowiek zareaguje na taką sytuację inaczej. Na jednych takie wydarzenie nie zrobi wrażenia, nie pozostawiając żadnego śladu, u innych rozwinie się patologia. Wszystko zależy od naszych predyspozycji. 

Naszym zadaniem jako terapeutów jest odnaleźć lek, który byłby w stanie wywołać podobny stan, a tym samym go uleczyć. Pamiętacie? „Similia similibus curentur” – podobne lecz podobnym. Nasza wspaniała homeopatka i nauczycielka ze Szwajcarii – Gabriela Keller przepisała odpowiednie remedium. Dzięki współpracy naszych szkół, kunszt jej pracy możemy podziwiać na zajęciach w PSHK. Chcecie wiedzieć, co wydarzyło się dalej? Jak potoczyły się losy naszej pacjentki? Koniecznie śledźcie naszą stronę. Będziemy zdawać relacje na bieżąco!


Agnieszka Żelazna

WSzystkie wiadomości